W ten weekend nie mogłam trzymać diety.
Po prostu się nie dało.
Sobota - 25 urodziny brata mojego chłopaka i rodzinna impreza.
Niedziela - 18 urodziny koleżanki z klasy (spora domówka).
Nie tańczyłam i nie piłam, bo jestem w żałobie, ale jeść musiałam.
Nawiasem mówiąc wszystko było pyszne.
Wczoraj odsypiałam, a potem ostro ćwiczyłam.
Dzisiaj przyjechał do mnie Wojtek.
Powiedziałam mu kiedyś, że Walentynki to święto bezsensowenj konsumpcji, a nie miłości.
Tak więc ich nie obchodziliśmy.
Za to dziś wpadł do mnie z różą, raffaello, szelmowskim uśmiechem i tekstem:
"Po co komu Walentynki, skoro są wtorki?"
Co miało znaczyć, że jest dzień jak co dzień i dlaczego by nie zrobić dnia dobroci dla Patrysi.
Leniłam się, a on dla mnie gotował :)
Tortilla z kurczakiem, warzywami i sosem jogurtowym to raczej nie jest dietetyczne danie.
Ale odmówić nie mogłam, bo zrobił to tylko dla mnie.
Potem przespałam popołudnie w jego ramionach.
Kiedy pojechał już do siebie zaczęłam ćwiczyć.
Trzeba spalić zbędne kalorie.
Nie żałuję.
Bawiłam się dobrze i czułam świetnie.
Nie wolno rezygnować ze wszystkich małych przyjemności.
Mówiłam przecież, że nie będe się katować.
Zdrowy rozsądek to podstawa.