3 miesiące przerwy dobrze mi zrobiły.
A może nie?
W każdym bądź razie coś zrobiły. Na pewno.
Słońce przesunęło się na nieboskłonie, minęły ferie i przerwa świąteczna, epoka kryzysu literackiego trwa. Wydarzyła się także masa innych rzeczy. Rzeczy przyjemnych i kurewsko nieprzyjemnych.
Ad. 1
Sparzenie się na rzekomo bliskich osobach znacznie się na mnie odcisnęło. Nawet tak bardzo, bardzo. Mówią, że trzeba być człowiekiem silnej wiary. Ale cóż to znaczy? Nie potrafię już pokładać nadziei na zmianę w każdym człowieku. Bo nie każdy na to zasługuje. Przejechałam się na jednej... dwóch... trzech. Na trzech osobach. I to tak fest. Przejażdżka bez trzymanki, po śliskiej nawierzchni. Przeszkoda. Niesprawne hamulce. Uderzenie. Bez ochraniaczy. Dobrze mieć przy sobie plasterki. Ale skąd się wzięły? Chyba same wlazły do mojej kieszeni. Ja ich nie zapraszałam. Wpakowały się z brudnymi buciorami w moje niczym nie zakłócone życie. Posunęły się o krok za daleko, co spowodowało ich kojącą bliskość. Ahh... Już mi lepiej.
Ad. 2
Zmiany na strachowym fblu.
Dorastam. Nie wiedzieliście?
Wręcz kobiecieję. Za dużo powiedziane.
Ad. 3
"Dlaczego Małgorzata?"
Pewnie nie uwierzycie. Ja także zadaję sobie to pytanie.
Edit.
Ad.4
Zdjęcie z naszego ultraturbomegagalaktycznegowystępu.