| poleć bloga znajomym |
napisz, który opis najbardziej Ci się podoba :]
skomentuj
+ do znajomych
kliknij fajne
Brakuje mi go. Brakuje mi rozmów z nim, uśmiechu oraz humoru, który u mnie wywoływały. Tęsknie za nim. Za jego oczami, a nawet pocałunkiem, którego nigdy nie dostałam - dziwne, nie? Ale co z tego? Przecież on nie tęskni, nie brakuje mu mnie.
dzień dobry panu. muszę przyznać, jest pan niesamowity. żeby tak zawrócić tej pani w głowie? to prawdziwa sztuka. bo wie pan, ta pani nigdy w swoim życiu tak mocno nie kochała. to wspaniałe, nie sądzi pan? ale proszę pana, niech pan tego nigdy nie zrujnuje. złamałby pan tej pani serce. nie chciałby pan tego, prawda? niech pan powie, że tak. niech chociaż pan stanowi wyjątek wśród pozostałych nieczułych panów, bardzo pana proszę.
To tylko krok by pomyśleć i się cofnąć, zatrzymać w gardle słowo, które może kogoś dotknąć.
Przekonałam się, że serce ma długą pamięć.
A kiedy ona się rozpłakała ze szczęścia, że go przy sobie ma. Nie wiedział co zrobić. Przytulał ją. Głaskał po włosach. Ocierał jej łzy. Co chwila mówił coś takiego, że bezwarunkowo musiała się uśmiechnąć. Grymas na jej twarzy coraz bardziej go martwił. Obiecał, że jak tylko przestanie da jej ulubionego batonika. Cokolwiek, żeby tylko nie płakała. I wtedy spoglądając przez łzy w jego oczy ujrzała to po raz pierwszy. Zależało mu na niej. Cholernie mu na niej zależało...
Beze mnie jesteś tylko chodzącym penisem, nic ponad to.
Weź się nie buzuj, weź wyluzuj.
Owszem, miała wspomnienia, ale wspomnień nie można dotknąć, poczuć ani przytulić. Nigdy nie były dokładnie takie jak tamta chwila, a z biegiem czasu nieubłaganie bladły.
Spotkanie kogoś, kogo pokocha się z wzajemnością, jest wspaniałym uczuciem. Ale spotkanie bratniej duszy jest uczuciem chyba jeszcze wspanialszym.
- Jak kocha to wróci.
- Jak kocha to nigdy nie odejdzie...
Zdecydowanie za bardzo przejmuję się życiem. Przecież i tak kiedyś umrę.
Cały dzień oczekuję momentu, kiedy mogę zamknąć oczy, prymitywnie drżąc powiekami z obawy, że nie uda mi się przypomnieć rysów Twojej twarzy. Marzę. Marzę bez nadziei, ale z uśmiechem, że mogę Cię mieć chociaż w takiej postaci. Zasypiam, starając się przypomnieć Twój zapach. Kurczowo ściskając poduszkę prawie potrafię oszukać samą siebie, że przytulam właśnie Ciebie, że czuję Twoje kości miednicze, uwierające mnie w tył pleców. Później najgorszy moment, budzę się, gwałtownie siadając na łóżku. Po mojej koszuli ciekną strużkiem łzy. Podnoszę powieki, wiedząc że znowu uciekłeś. Spoglądam przez okno, siadając na parapecie. Nie. Najpierw odsuwam znicze, które mam przygotowane każdego dnia, żeby Cię odwiedzić. Siadam obok nich i szepczę po cichu, żebyś dał mi chwilę na zebranie się i zaraz do Ciebie pędzę, żeby jak codzień zostawić ślady szminki na Twoim imieniu, wygrawerowanym na marmurowej płycie.