'Mogę przyjechać po Ciebie?' - usłyszałam Jego głos w słuchawce, około piątej nad ranem.
'Tak' - odpowiedziałam. Po piętnastu minutach był.
Wsiadłam do auta i bez słowa ruszyliśmy.
'Chciałem Ci pokazać cudowny wschód słońca' - w końcu odezwał się.
'Okej, rozumiem' - odparłam, sennie wtulając się w swoją wielką bluzę i podciągając nogi ku klatce piersiowej.
'Lubię Cię taką' - powiedział, spoglądając co chwila to na mnie, to na drogę.
'Jaką?' - zapytałam ziewając.
'No taką senną, słodką i naturalną' - powiedział zatrzymując auto. - 'Dojechaliśmy' - dodał.
Wyszłam z auta rozejrzeć się. Widok był cudowny.
Słońce powoli pokazywało się nad miastem.
Usiadłam na mokrej od rosy ławce, przyglądając się widokowi.
Usiadł obok mnie, po chwili opierając głowe o moje ramię.
'Uwielbiam Cię, zawsze pachniesz taką cudowną świeżością.' - powiedział.
Uśmiechnęłam się nie odpowiadając i zamyślając się - nie było by nic dziwnego w tej sytuacji, absolutnie -
gdyby nie fakt, że od roku ma dziewczynę, która tak bardzo Go kocha i czeka w domu.
Skąd ja znam tą historię...