Mrówki mi zrobiły to zdjęcie. Nie dość, że pracowite to jeszcze zdolne bestyjki z nich!
Praktycznie całe święta spędziłam na rowerze, spacerach, z gitarą i oczywiście z jedzieniem.
Znaczy się z toną jedzienia, a jakże inaczej ^ ^
Dzień był taki piękny i udany, że mogłabym teraz w spokoju umrzeć.
Chociaż nie; muszę pomóc mamie w generalnych porządkach w domu, zająć się nowym domownikiem,
muszę jeszcze pojechać z Sylwią nad morze w te wakacje,
z Angie do Ameryki Północnej,
Odprawić indiański ślub Uli i Tokalaha... Kurcze, tyle rzeczy do obczajenia jest!
Więc muszę jeszcze trochę pożyć.
Nie. Może inaczej.
Mam dla kogo żyć.
Wesołych Świąt jeszcze raz. Życzeń nigdy za wiele.