Rozdział 5
...
Dźwięki wokół mnie zdawały zlewać się w jeden szelest. Z każdą chwilą brzmienia zaczęły się wyostrzać i przybierać na głośności. Kilka sekund później odzyskałam zmysł słuchu. Potrafiłam już rozpoznać głosy.
- Kochanie - słyszałam zatroskany głos mojej mamy. - Faith , złotko !
Jedną dłonią delikatnie poklepywała mnie po policzu a drugą trzymała za rękę. Jej ciało całe drżało. W jej głosie dało się wyczuć nutę przerażenia, choć wiem, że starała się to opanować. Wciąż powtarzała moje imię i starała ocucić.
Usiłowałam podnieśc powieki, ale okazało się to niebywale trudne. Były bardzo ciężkie, jak z ołowiu. Mimo to, w końcu zdołałam je unieść.
- Fath ! - pisknęła mama jeszcze głośniej niż wcześnie. Czule zaczęła głaskac mnie po głowie. - Poczekaj, podam ci szklankę wody. Leż spokojnie, nie ruszaj się - nakazała.
Po chwili pomogła mi się dźwignąć i trzymając mnie pod boki zaprowadziła do salonu na kanapę.
Gdy już zaczęłam dochodzić do siebie, ból głowy powoli ustępował. Chociaż wciąż było mi duszno, zlał mnie zimny pot.
- Chodź, może jak się najesz, to nabierzesz sił - zaradziła mama.
Usiadłam przy stole, ale nic nie mogłam przełknąć. Wciąż wstrząsały mną dreszcze, a w głowie rozbrzmiewał cichy szum. Skierowałam się do swojego pokoju i od razu położyłam spać. Musiałam zrezygnować z wieczornego biegania.
Następne dni wyglądały podobnie nudno. Z tą różnicą, że omdlenie się już nie powtórzyło. Codziennie rano wstawałam na rozruch, następnie jadłam śniadanie, seria treningów, obiad, kolejne treningi, wracałam do domu, kolacja i bieganie wieczorne. Za każdym razem dawałam z siebie jak najwięcej, by dobrze być przygotowana na zbliżający się początek sezonu. Dodatkowo ojciec wprowadził zmiany do mojej codziennej diety. Wszystko strasznie dawało mi w kość, jednak wiem, że to pomoże osiagnąć cel. Człowiek jest w stanie do wszystkiego się przyzwyczaić.
- Cześć Caleb ! - krzyknęłam do mojego sparingpartnera, który ćwiczył serwis na wolnym korcie.
Zahaczyłam palce na ogrodzeniu i zaczęłam się przyglądać koledze. On się odwrócił i pomachał mi rakietą. Był rozgrzany. Ale wciąż przystojny. Wrócił do ćwiczenia podania.
- Aut ! - skłamałam i się zaśmiałam. On posłał mi wrogie spojrzenie. Wyrzucił ponownie piłeczkę w górę, wyskoczył i z impetem przyłożył rakietą. - Aut ! - krzyczałam za każdym razem, gdy wykonał serwis. Caleb natomiast odpowiadał mi cichym śmiechem.
Otworzyłam furtkę w ogrodzeniu i weszłam na kort. Rozpakowałam torbę na ławce dla zawodnika. Chwyciłam jedną z rakiet i zaczęłam rozgrzewać barki.
- Aut ! - bawiłam się coraz lepiej, widząc jego frustrację. Zaczęłam się śmiać. - Co z tobą dzisiaj jest ? Czyżby brakowało ci formy ? - drażniłam się.
- To może sprawdzimy, jak ty jesteś przygotowana na Australian Open, hm ? - zaproponował. Dostrzegłam drgnięcie jego kącika ust. Wpatrywał się we mnie bacznym, badawczym wzrokiem,a moje policzki zlał rumieniec.
Podszedł do siatki i zdjął przepoconą koszulkę, co pewnie u większości dziewczyn w moim wieku wywołałoby falę uniesienia. Ja jednak zdołałam się już przyzwyczaić do nagiego torsu Caleba Moore'a. Mieszkaliśmy na Florydzie, więc praktycznie każdego dnia słońce brylowało na błękitnym niebie. Wysoka temperatura często dawała nam w kość.
- Zgoda - odparłam pewna siebie. - Mały meczyk ?