ostatnio jest dziwnie. ostatnio nie jest ani trochę magicznie. ostatnio nie ma nawet odcieni szarości, tylko na przemian czerń i.. czerń.
i to nie jest tak, że ja dramatyzuję. to nie tak, że nie potrafię docenić tego, co mam. w moim życiu nie ma już zupełnie nic, o co mogłabym się troszczyć, martwić, starać, chyba, że o tego przeklętego grubasa, którego nienawidzę do tego stopia, że aż kocham najabrdziej na świecie. on jest taki, jaka ja chciałabym być. może niekoniecznie, jeżeli chodzi o figurę, ale o sposób bycia, wartości, o to, co robi w czasie dnia. bo on nie robi nic. nic. je i śpi. śpi i je. i niczym się nie przejmuje. niczym! na jego głowie nie spoczywa nic, oprócz jego samego. uwielbiam go za to. i tak strasznie mu zazdroszczę. no bo jak tak można? głupi, gruby, nie ma dziewczyny, a jest szczęśliwy. w 110%. nie pracuje, nie uczy się i wcale mu do tego nie spieszno. a w ogóle, to co z tego, że jest tylko kotem.
jutro Wisła. zobaczymy jak będzie.
hej-ho. strach się bać.