Chociaż w przypadku niektórych zdjęć zdarza mi się korzystać z komputerowej korekty to aby uzyskać tę czerwień posłużyłam się tylko i wyłącznie możliwościami aparatu (wystarczyło tylko zwiększyć prędkość migawki i wartość przysłony). Uważam to za swój mały fotograficzny sukces i jestem z niego dumna. Zdjęcie jedno z serii, starej, bo jeszcze z początku kwietnia.
Musicie mi wybaczyć ten wstęp, ale jakoś mnie tak ostatnio naszło do pisania. Treść wyprodukowanych przeze mnie dzisiaj na forach postów zajęłaby chyba kilka stron A4 :) Z przerażeniem stwierdziłam, że już sporo wody upłynęło od momentu napisania mojej ostatniej notki, a tu czasu zostało nam coraz mniej (do wakacji, ale - co tu się oszukiwać - do końca tego ziemskiego padołu również) ;) Z tej okazji postaram się trochę zwiększyć częstotliwość postów. No, ale my tu gadu gadu, a pod okienkiem edytora liczby ubywa (Pozostało: 81%, 80%, 79%...).
Nie rozpisując się więc już wspomnę tylko o sprawach wartych wzmianki. Pierwszą z nich jest wizyta "Chinek", jak nazywaliśmy naszych zagranicznych gości (jedna dziewczyna faktycznie pochodziła z Chin, dwie z Ukrainy i jeszcze jedna z Kazachstanu). Muszę przyznać, że było to dla mnie bardzo budujące doświadczenie, a to z dwóch powodów: zostałam dodatkowo zmotywowana do nauki języków obcych i ze zdziwieniem stwierdziłam, że jednak jestem w przynajmniej 90% w stanie zrozumieć to, o czym nam mówiono po angielsku (nawet pomimo nieangielskiego akcentu z tymi wszystkimi "senkju" czy "sinking" (zamiast thinking)). Przeglądając specjalnie przeznaczone na tego typu notatki miejsce w zeszycie od polskiego natknęłam sie na zapisany taki oto dialog, pozostający w ścisłym związku z tym, o czym właśnie mowa:
U: Ukraincy nas chyba już nie lubią.
N: No bo ktoś... Olszewski!
Tak, tak, nie mylicie się, chodzi tu o naszego bezwstydnego kolegę, który zadał naszym czcigodnym gościom pytanie o postęp prac na EURO 2012
:D
Drugą rzeczą, którą miałam namyśli pisząc o "sprawach wartych wzmianki" (no tak: rzecz i sprawa - w tym momencie niweczę wysiłki Dżastinki, która próbuje ratować "chonor wspułczesnej młodzierzy" i nie dopuścić do wymarcia "bogastwa jenzykowego" - wybaczcie, nie mogłam się powstrzymać ^^) to taka, że pewnego dnia przychodzimy na polski, a tu pani W. z ręką temblaku. Nasz niepokój szybko jednak został rozwiany, gdyż okazało się, że prawa ręka naszej polonistki jest sprawna i dalej może sprawdzać kartkówki oraz wpisywać uwagi :D. Przy okazji przypomniałam sobie, że pominęłam kwestię urodzin pani W. Tym razem wykazaliśmy się niesamowitą wprost inwencją, kreatywnością, odkrywczością, inicjatywą, sprytem oraz innowatorstwem (to za tę sprawę i rzecz ;)) i zamiast tradycyjnego już kubusia i drożdzówki sprawiliśmy pani W. piękną pamiątkę - ramkę z naszym klasowym zdjęciem z niektórymi tekstami po bokach. Żeby o nas pamiętała (chociaż myśle, że i bez tego nie dałoby sie o nas zapomnieć). Pani W. łezka się w oku zakręciła...
A skoro jesteśmy przy polskim:
[rzecz ma miejsce chyba podczas poprawy sprawdzianu, pani W. jest oczywiście jak zwykle załamana z powodu naszej niezgłębionej wiedzy i niespotykanej umiejętności myślenia]
N: Przecież to było wiele razy.
K:....
N: Tosiu, zrób mądrą minę.
U: Tak, tak było.
na angielskim-godzinie wychowawczej:
N: Bardzo ładnie wyglądała świetlica w tamtym roku, kiedy dekoracją byli sami uczniowie.
U: Powiesili się?
na religii:
N: Dla mnie sprawdzenie takiej kartkówki to tylko pół godziny.
U: Jednej?
podczas omawiania sakramentu małżeństwa
N: Zrodzenie [dzieci] jest względnie łatwe.
U1: Może dla księdza!
U2: Skąd ksiądz to wie?
N: Z filmów :)
I wiecie co? Teksty z historii postanowiłam zostawić na deser, a konkretnie na kolejną notkę, która ukaże się, mam nadzieje, już niedługo.
A teraz, ponieważ zostało mi jeszcze 19% miejsca, to żeby go nie marnować podzielę się z wami jeszcze jednym moim spostrzeżeniem: chemia na prawdę się przydaje. Dzięki chemii nauczyłam się przyżądzać kisiele domowej roboty . Udało mi się opracować formułę na idealny kolor i konsystencję (nad smakiem jeszcze pracuje :P), więc jakby ktoś chciał to mogę podać :)
A pozostając jeszcze na chwilę przy chemii:
- wiecie jak kupić glukozę?
- Normalnie! Wchodzisz do sklepu i mówisz: "Poproszę 3 mole C6H1206!"