Z głośników lecą znajome nuty. Zamykam oczy i nagle ściany rozpadają się, a ja leże pod cięzkim słońcem, pot spływa mi po plecach, obok jesteś Ty. Od dawno już Cie tak naprawde nie ma. Tylko teraz, znajome dźwięki zaniosły mnie właśnie tam. Nie chce Cię, nie wiem jak to sie stało, ze teraz oboje leżymy ramię w ramie, obok siebie.
Ukradkiem otwieram oczy i patrze na Twoją twarz. Jeszcze nigdy nie widzialam na niej tyle spokoju i błogości, moze dlatego że my nie umieliśmy w tym żyć, a moze dlatego ze nigdy tak uważnie się jej nie przyglądałam.
Lekko unosze się rzucając na nią cień.
Robie to na tyle niedelikatnie że otwierasz oczy, nie złościsz się, nie dziwisz. To do Ciebie nie podobne, ale mimo wszystkie wiem, ze to nadal Ty. Czuje Twój zapach i jak zwykle upaja mnie.
Nadal na mnie patrzysz, nie natrętnie, tak poprostu jakby to, ze jestesmy tam sami razem było najnaturalniejszą rzecza na świecie.
Wyciągasz ręke i delikatnie dotykasz mojej. Nie przeszywa mnie dreszcz podniecenia. Uspokajam się tak jak kiedyś, tak jak wtedy w Twojej białej pościeli pachnącej wanilią i papierosami, pachnącej Tobą i właściwie to nawet troche mną.
Nie wiem, chyba nie brakuje mi Ciebie na tyle, zeby zamykając oczy myśłeć o Tobie, tym bardziej nie wiem dlaczego nagle teraz, dzisiaj w chwili kryzysu wyobrżenie Twojej twarzy troche odędza ode mnie wszystkie myśli.
Nie jest mi żal. Nie chce do tego wrócić. To tylko jeden z momentów, to złudne, fałszywe wspomnienie.
Piosenka urywa się w dobrze mi znanym moencie, otwieram oczy i teraz to nie Twoja twarz mnie uspokaja.