Eseje napisane. Można by się spodziewać, że stres zelżał, ale niestety, nie. Wpadłam w kłopoty w pracy, gdyż z bensensownych powodów obarcza się mnie winą o coś, czego nie jestem winna.
Wczoraj miałam okropny dzień. Rozpoczął się utratą kontroli nad wózkiem wypełnionym z gazetami, który mnie znokautował i przygniótł na parkingu. Póżniej, roztrzęsiona problemami w pracy, co chwilę coś upuszczałam, zalałam książkę herbatą i poplamiłam dłonie jogurtem jak trzyletnie dziecko.
Niemniej jednak postanowiłam zmienić podejście i nie dać się uczynić kozłem ofiarnym całej sytuacji. To, że zaistniała ona, gdy ja byłam obecna, w żaden sposób nie upoważnia nikogo do obarczania mnie winą.
Uświadomiłam sobie, że gdy tylko istnieje podejrzenie tego, że popełniłam błąd, automatycznie się poddaję. Nie walczę. Nigdy. Tak było w szkole, jest na studiach i w pracy. Muszę to zmienić.
Po maratonie pisania wreszcie mam czas, by pomyśleć nad tym, jak jeść i ćwiczyć. Muszę poważnie wziąć się z siebie. Nie chodzi o to, ile ważę, bo tego nawet nie wiem. Ale nie podoba mi się brać ćwiczeń i śmieciowe jedzenie powtarzane wciąż i wciąż jak mantra.
Za dwa tygodnie lecę do domu w odwiedziny. Nie mogę się doczekać!
Muszę poprawić się we wszystkim.
Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24