weekend uważam za udany :)
Piątek trochę zalatany, sobotni poranek też ale później już spokojnie. Mieliśmy iść na 10.30 na zajęcia z matmy. Dzwoni budzik o 7, stwierdziliśmy że jeszcze 5 minut żeby się poprzytulać i zagrzać. Tak... 5 minut... Wstaliśmy o 9.55... Oczywiście nie zdążyliśmy na zajęcia. :x
wylecieliśmy na chwile do mnie do pracy bo miałam posiedzieć tam pół godziny i zamknąć. W pracy zjedliśmy drożdżówkę i popiliśmy gorącą herbatką. Później hot-dog na miescie i małe zakupy.
W końcu kupiłam super ciepłe rękawiczki <3
Niedziela była dniem lenia u nas. Wstaliśmy dość późno,pojechaliśmy do szpitala w odwiedziny. Zjedliśmy obiadek i odpoczywaliśmy do końca dnia,następnie każde z nas wzięło kąpiel i położyliśmy się by obejrzeć kości:)