Dzień dysharmonii, który nastał był ciężką próbą, ale dałam radę, przetrwałam.
Może te łzy były mi potrzebne-już dawno nie płakałam-a jakie było by życie bez łez, one przynoszą ulgę.
Wszystko wróciło do normy.
Po chwilowym zatrzymaniu się na znaku stopu ruszam dalej w drogę. Zdarza się i tak, że czasem długo stoję nim ruszę, ale to się dzieje już rzadziej i jestem z tego powodu kontent.
Innaczej patrze teraz na życie, zmieniam się, kształtuje swój charakter, potrafie radzić sobie z problemami, a przede wszystkim rozpoznawać je.
Liczy się tu i teraz.
Liczę się ja i to że jestem.
Mój świat.
Umarłam dla innych, narodziłam się dla siebie