To zatrucie. Ciężki przypadek szaleństwa z nutą okrutnej rzeczywistości. Tak działają uczucia, atakują organizm gwałtownie, zapierając dech w piersiach, odbierając trzeźwość umysłu. Jad powolutku rozchodzi się po ciele, krąży leniwie we krwi , dając złudne poczucie szczęśliwości. Działają jak narkotyk, tworzą niewidzialną powłokę przez którą widzę to co chcę widzieć i słyszę to co chcę słyszeć. Rzuca się na mózg, na serce. Nie potrafiłam tego kontrolować, nie byłam wtedy w stanie racjonalnie myśleć, jakoś normalniej funkcjonować. Każdy mój oddech dedykowałam jemu i tylko jemu. Głupio wierzyłam, że to co czuję będzie mnie napełniać radością, napędzać dzień po dniu. Jednak mój organizm słabnął z każdym dniem, coraz mniej wiary w siebie, a uczucia coraz więcej. Zalewał mnie smutek i rozczarowanie- takiego nie doświadczyłam jeszcze nigdy. Po kilku miesiącach ludzie patrząc na mnie widzieli tylko cień mojego dawnego "ja". Nie potrafiłam odpuścić, zapomnieć. Z uporem odsuwałam od siebie szczerą prawdę- nie byłeś wart mojego jakże cennego czasu. Nie miałam siły oddychać, moje myśli były zapełnione wspólnymi wspomnieniami. Spotkaniami w "liściach". Ubóstwiałam go, to fakt, stanowił ideał nie do ruszenia, mimo tego, że palił, że pił, siebie samą zaś nienawidziłam z całego serca za beznadziejność, przeciętność. za popadania w bezsensowne nałogi. Osunęłam się w otchłań wspomnień. A potem nadszedł moment kiedy trucizna zneutralizowała się we krwi i doszło do mnie znaczenie ostatnich miesięcy. Nie mogłam uwierzyć w swoje błędy, odtwarzałam je w umyśle pragnąc jedynie cofnąć czas i wszystko naprawić. Miałam ochotę krzyczeć do zdarcia gardła. Najgorsze były wieczory, wszystkie wspomnienia wracały, odtwarzałam je jak zdarty film, wciąż od nowa i od nowa i w kółko. Snułam się wszędzie jak bezmyślne zombie. Nic mnie nie cieszyło. Czekałam na sms i wypisywałam do wszystkich naokoło, żeby tylko poczuć wibracje telefonu, gdy odpisano mi na niego. A on? On widział w jakim stanie się znajduję. Jego przyjaźń przerodziła się w stale rosnącą nienawiść za słabość którą okazywałam, za łzy które wycierałam ukradkiem i nieobecne spojrzenie. Wszystko mnie bolało. Ale z czasem przyzwyczaiłam się do bólu, po prostu był, chyba stał się częścią mnie. Zostało tylko przeświadczenie, że to rzeczywiście koniec, nie ma już do czego wracać , trzeba żyć dalej Stopniowo udaje mi się wyprzeć go z umysłu, odżywam. W sumie już tak sie stało. Zaczynam wychodzić wierzyć w "kocham Cie", na nowo dostrzegam urok świata. Staram się cieszyć z małych rzeczy. Tylko spojrzenie na niego wciąż przypomina mi o tym, że kiedyś był dla mnie kimś więcej. Rzadko go widze. Cieszy mnie to. On cały czas mnie obserwował. Nie mógł znieść myśli, że dałam sobie radę i znalazłam kogoś innego, że nie jestem już uległą marionetką, która pod wpływem emocji była w stanie zrobić dla niego wszystko. Denerwuje go, że mam życie poza nim, że potrafię się dobrze bawić pomimo że stara się uprzykrzyć mi życie na różne sposoby. Zaciska pięści za każdym razem gdy się śmieję i całuje "obecnego".Bo w gruncie rzeczy byłam jego chociaż on mój..chyba Nigdy. Teraz wydaje mi sie, że znów jestem szczęśliwa. I mimo tego, że czasem ranimy się nawzajem i uprzykszamy sobie i tak wiem czego chce. Znów pojawiają się kłucia po lewej stronie klatki piersiowej. Mam nadzieje, że nie znikniesz, że bedziesz przez dłuższy czas. Chce tego. Zostań. Bądz. Zostań. Bądz ...
(to pod koniec to o Tobie)
Inni zdjęcia: Przygoda na greckiej Evii 4/4 activegamesPrzygoda na greckiej Evii 2/4 activegamesPrzygoda na greckiej Evii 3/4 activegamesPrzygoda na greckiej Evii 1/4 activegamesOkno felgebelCiekawa cegla felgebelCiekawa latarnia felgebelGryzmoły felgebelGryzmoły felgebelM.M martawinkel