Jeżeli mam być szczera to bałam się tego wyboru. Uczelnia, obecna sytuacja w życiu prywatnym jak i zawodowym, pojawiły się obawy czy warto się odważyć - teraz z perspektywy czasu wiem, że nie mogłam podjąć lepszej decyzji. Nie żaluję niczego co doprowadziło mnie do miejsca w którym jestem teraz i chociaż wiem, że to dopiero początek to mimo wszystko zasypiam spokojna.
Nauczyłam się pokory jak i walki o swoje. Chyba nic nie dzieje się bez konkretnej przyczyny. W pracy obserwuję różnych ludzi, próbuję odgadnąć czym zajmują się w życiu, czy są szczęśliwi robiąc to co robią teraz. Widzę ich zmęczone twarze wlepione w ekran monitora, mimo, że ich godziny pracy na pewno już się zakończyły. Obserwuję jak zamawiają kolejne kolejki i próbują być zabawni, robiąc z siebie kretynów. Dostrzegam też zadbane panie, zapewne pracujące na poważnych stanowiskach, które sprawiają wrażenie jakby na ich twarzach nigdy nie gościł chociaż cień uśmiechu. Staruszkowie, zabiegane rodziny z dziećmi, ci wszyscy ludzie przelewają się codzinnie jak piasek przez palce.
Oni wszyscy dokonali już wyboru, przed którym stoję teraz ja. Obrali kierunek, w którym podążają przez swoje życie.
Zastanawialiście się kiedyś jakie plany w życiu miał człowiek, który teraz stoi pod sklepem z butelką w ręku? Może właśnie chciał studiować zarządzanie i zostać jakiś prezesem ale podwinęła mu się noga? A może jego zmęczona żona, która zajmuje się gromadką ich dzieci - może ona chciała zostać sławną aktorką ale przedwczesna ciąża pokrzyżowała plany?
Można gdybać ale w takich sytuacjach zastanawiam się czy gdyby spotkali na swojej drodze odpowiednie osoby - może teraz ich los wyglądałby zupelnie inaczej?
I gdy wracam zmęczona do domu jestem wdzięczna za to, że nie idę przez te życie sama. Moi najblizsi - to oni są moją siłą.