Wczorajszy podwieczorek. Omlet posmarowany serkiem twarogowym z dodatkiem kawy, na to brzoskwinia i porzeczka.
Wczoraj rest od siłki, ale zrobiłam w domu lekkie ćwiczenia na brzuch. Dzisiaj siłownia, ale zawaliłam trening.. tzn było trochę ludzi, co równało się z pozajmowanymi maszynami, więc nie zrobiłam wszystkiego co było w planach. Zmęczyłam się za to na orbitreku, i przy okazji pogorszyło mi się z nogą.. Wolne terminy rehabilitacji dopiero luty/marzec, długość oczekiwania to jakiś żart. Niby z bólem stopy da się żyć, ale to jest chore, żeby tyle czekać na leczenie. Została mi tylko płatna opcja.
Jutro z rana mam w planach wyskoczyć na siłownię, bo liczę na to, że będzie mniej ludzi i na spokojnie sobie poćwiczę.
Chcę poznać inne maszyny i zacząć rozpisywać sobie treningi na własną rękę, bo z planu ustalonego przez trenera nie jestem zadowolona. :( Mam nadzieję, że mi się uda, bo chcę wreszcie do pożądku z tym ruszyć. Ten tydzień był jeszcze trochę nijaki pod względem treningów, wiem, że stać mnie na dużo więcej.
W tym tygoniu miałam też większy lajt w szkole, albo wolne, albo wcześniej kończyłam i korzystając z okazji jeździłam na siłownię 14-15. Od poniedziałku plan wraca do normy i będę musiała jeździć później. Raz byłam po 18 i były tłumy.. zdecydowanie lepiej się ćwiczy kiedy jest mniej osób :)
Dopiero 20, a ja najchętniej poszłabym już spać, tylko trochę szkoda mi tego piątkowego wieczoru. Idę poplanować kolejny tydzień, bo dobra organizacja to podstawa! :D