Dzisiejszy podwieczorek. Omlet a'la naleśnik z nadzieniem z serka wiejskiego i dżemu śliwkowego domowej roboty (bez cukru) posypany makiem i kokosem. Do tego zielona herbata z opuncją figową.
Z rana rower - niecałe 2h i 24 km. Ile bym dała, żeby taka pogoda utrzymała się jak najdłużej! Większego zmarzlucha ode mnie nie znam, na samą myśl o zimowych mrozach popadam w depresję, brr.
Po południu jeszcze pośladki, brzuch i boczki (tak dawno nie robiłam zestawu z Tiffany, w ogóle teraz rzadko ćwiczę z filmikami). Kilka pompeczek też wpadło.
O dziwo mam dzisiaj więcej motywacji do wszystkiego i to mi się podoba. A jak u was? :)