Dzień po pięciu miesiącach gdy wszystko się dokonało
Dzień po pięciu miesiącach gdy wszystko nabrało intensywniejszych barw.
Żonkile z czubka głowy sterczą,
Kwiaty dekadentów układają się w pióropusz indiański
Ale barwy bojowe lepiej już zmyję.
Bo po cholerę one
Gdy walczę o wyjałowioną padlinę.
Wciąż wydaje Ci się, że będę zabiegać.
Będę, łapać, chwytać, płakać
Krakać.
Eoeoeoeoeoeoeoeo.
Bóg wie co.
Toż to dla Ciebie wszystko jeden chuj-
Czy milczeć będę czy krzyczeć wniebogłosy.
Hej, co jest?
Jednak czasami jeszcze otwierasz martwe oko.
Mrugniesz dwa razy, jakbyś kartką machała
Zakrywając skrawek pochmurnego nieba.
Hej, powiem Ci coś.
Błękit to tylko iluzja.
Gra światła.
Błękit jest sztuczny jak...
Sztuczne są Twoje starania(?)
Nie czuję ich.
Nie czuję Cię, nie widzę nie- słyszę?
A to niespodzianka, też nie!
Korelacja międzyplanetarna coś nam nie wychodzi.
Mimo wszystko, choć to swoją drogą idiotyczne,
Trwam w ambiwalencji wobec martwych przedmiotów.
Dziki fetysz niepewności.
A swoją drogą.
Może to tylko
aichmofobia?
qui pro quo
Jeśli chcesz, pokaż mi.
Bo ileż można pukać bez popadnięcia w kurwicę.