to czym oddycham...
to czym płonę...
zabija mnie...
REALNOŚĆ
bez słów i zbędnych wyjaśnień.
kroczy za mną bezszelestnie
jak doskonały morderca polujący na swą ofiarę.
z każdym dniem dusza mnie woła,
by uchronić,
lecz nie może odgadnąć mojego imienia...
ja też go nie znam.
na przednim siedzeniu marzeń
wpatrzona w błyski gwiazd,
uciekam w ramiona tymczasowości...
bez skrupułów
na amen zakotwiczona w bezładzie.
i czekam
i myślę
i marzę
i chcę...
wierzę wierzę wierzę.
a realność zabija mnie...
zabija mnie poranną kawą,
promieniem słońca,
tuszem do rzęs
i miłością...
powoli...
do czasu gdy ucieknę w abstrakcję,
grzeszną jak noc...