znaleźć kawałek wrzechświata...
w tajemniczej przestrzeni między zziębniętymi palcami.
odepchnąć czas,
umieścić go między schematami,
szukać nadrealnym językiem
po szarej, śliskiej ścianie...
kiedy ciało jest granicą,
białym krukiem skarg
wirującym w spazmatycznym tańcu nicości...
kiedy
krzesło to poprostu krzesło,
przytwierdzone do swojego jestestwa
beznamiętną rzezczywistością...
szukać
uniesień oddechu,
być tam,
gdzie miłość macha wesoło stopami
wprawiając w wibracje
ciepłe, pastelowe powietrze...
sny niecierpliwe,
czyny małostkowe,
nadzieja w masce obaw,
strach przed jutrem...
idąc naprzekór,
a mimo to poza,
ruchem powiek łechtanych przez zapach poranka,
witać to miejsce,
gdzie granicą jest brak granic.
rażący swym pozytywem...
nieidealnie.
znalazłam.