brzytwą naścianie
namalowany obraz zapomnienia
daleko było do nieba
czerwone krople na lustrze
wydziergały znak pseudomiłości
potłuczony kieliszek zachrobotał w kącie
nie słyszałam jego rad
próbując dożylnie wpompować szczęście
oczy zakwitly w rozkoszy
małe szkiełka
szkiełka
pryzmaty
dusza rozszczepiona na uczucia wielobarwne
?
czy tylko szare...
świat wczepił pazury w wątłe nadgarstki
sinymi dłońmi pomalowałam usta
wiśniami
wyszłam
obcasy wybijały melodię z filmu
który nigdy nie istniał
obmyta wiatrem
byłam istnieniem
drżącym pod spojrzeniami kolorowych neonów
ławka i ja
ta chwila
zdrętwiała obojętnością
spojrzałam na gwiazdy by nie widzieć
dłoni szukających kształtu mych bioder
umarłam
by móc narodzić się od nowa