Darłówek..
Po dniu pełnym płaczu, cholernego stresu, wielkim oczekiwaniu, wyklinaniu i obmyślaniu kolejnych 'planów awaryjnych' .. był cudny koncert!
Co na śniadanie - Dżem !
Co na obiad - Dżem !
Co na kolacje - Dżem !
Wszystko było tak jak chciałam. Byłyśmy w samym środku tych podskakujących ludzi i bawiłyśmy się z nimi. Tańczyłyśmy, skakałyśmy, machałyśmy rękami i krzyczałyśmy. Praktycznie przed samą sceną.. To nic, że buty mam ubłocone. To nic, że rozcięłam palce i tego nie poczułam. To nic, że oberwałam kilka razy w żebra. To nic! Bo liczy się tylko tamten moment. Tamte dwie godziny, przepełnione niesamowitą muzyką. Ich muzyką.
Ja i Pysiek.. Pysiek i Ja..
Och! Był też 'mój chłopak' z majówki. Jak zwykle zaskakiwał pomysłami. Kocham go!
Ciągle żyje dniem wczorajszym. Ciągle o tym myślę i uśmiecham się do siebie samej. Wieczór był tak prze-mega-zajebisty, jak nigdy dotąd..