Lubię zdjęcia z koloni..
Końcówka dnia wczorajszego i początek dzisiejszego zaliczam do zdecydowanie jednych z ulubionych chwil tych wakacji.
Początkowo Pysiek opowiadał historyjki z Madrytu i wbrew samej sobie nie mogłam przestać się uśmiechać, szczególnie gdy zaczęła gonić z patykiem w ręku Oliwkę. Do tej pory żałuję, że tego nie udokumentowałam. A potem.. potem przyjechali Oni z zapasem pozytywnej energii. Było milutko, przyjemniutko i pasowałoby napisać jeszcze kilka takich fajnych słów, ale nie przychodzą mi w tej chwili do głowy.
Tak czy siak, po tej nocy pełnej wrażeń, stwierdzam, że nie lubię gdy mam mokre skarpetki i gdy mój kocyk śmierdzi alkoholem. Ale lubię gwieździste niebo, skrzypiącą huśtawkę Pyśka i spanie w domku bez okien.
A jutro czeka mnie kulinarne wyzwanie. Bo tylko ja jestem na tyle inteligentna, by zapomnieć o urodzinach własnej mamy -,-