Wczoraj się ważyłam. To jednak 78. Czeka mnie ciężkich 7 tygodni. Chociaż nie. 8 Tygodni. Będzie mi łatwiej.
O rany, dziękuję za komentarze <3 Było mi bardzo miło, że nie będę w tej drodze sama.
Chociaż muszę się przyznać, że dzisiejszy dzień będąc też dniem pierwszym nie był najlepszy. Co prawda nie zjadłam dużo jak na mnie, lodówka nadal stoi (o dziwo nawet z kablami) a to wszystko za sprawą tego, że wróciłam do domu kilka minut po 22.
Spotkałam się z Kubą. Miał wykład w postaci filmu "Sztuka znikania". Był nawet fajny, o haitańczyku, który był polakiem i który przyleciał do Polski w czasach PRL-u. Wydawało mu się, że deszcz u nas pada dużo głośniej niż u niego, a ludzie w kolejkach stoją żeby pobyć razem, ale wgl ze sobą nie rozmawiają. Cała nasza kultura była dla niego dziwna i nie rozumiał naszego świata, ale przez to był w stanie porównać swoją codzienną rzeczywistość do naszej. Ten film był formą dokumentu, jednakże ja bym go bardziej określiła jako mistyczną międzykontynentalną podróż, a przynajmniej ja się tak cały czas czułam. Jakbym to ja była zacofanym murzynem poznającym oba światy na nowo. "SZTUKA ZNIKANIA" - polecam dla fanów nietuzinkowych wrażeń.
Najlepsze jest to, że skłamałam mamie, że idę na pizze ze znajomymi, żeby dała mi coś kasy bym mogła do niego pojechać. Przez pewien głupi wybryk Kuba zdecydował, że karą dla mnie będzie to, iż nie przyjedzie do mnie przez cały listopad. Jeśli chcemy się spotykać to tylko jeśli ja się do niego pofatyguję. Pominę to, że on ma kartę miejską, a ja mam godzinę jazdy autobusem do Warszawy i 3.5 złocisza kosztuje mnie w jedną stronę. Ehh, życie. Paradoksalne jest to, że w niedzielę o mało się nie rozstaliśmy, a dziś uprawialiśmy seks oralny w damskiej toalecie pod KFC przy arsenale. Ehh. Szaleństwa młodości. Trochę kalorii poszło :)
Poza tym dziś na wf byliśmy na siłowni. Zrobiłam 100 ćwiczeń na ramiona i 100 na nogi + to moje z założeń, ale na koniec notki to podsumuje.
Jak już wcześniej pisałam jedzeniowo nie było dziś zbyt dobrze. Znaczy się dobrze, bo nie zjadłam dużo, ale kiepsko, bo były to posiłik mało wartościowe, a i bardzo kaloryczne:
Kiedy to tak wymieniłam wydaje się dużo, ale w moim wykonaniu to naprawdę malutko. No i jestem w stanie napisać co miałam w buzi, a to jest naprawdę sukces w moim przypadku.
Ćwiczenia:
+spacerki z Kubą z jednego miejsca do drugiego
i jeszcze być może dojdzie spacer z Lambem.
Nauczyciele w szkole myśłą, że damy rady napisać 6 sprawdzianów do końca tego tygodnia i 4 w następnym. Hahaha, naiwni :)
No i jeszcze podsumowanie moich postanowień na dzień 12.11.2013 r.
+ piję litr wody co najmniej, reszta nawadniania w herbacie itp.
+ ograniczam słodycze, mogę sobie pozwolić na 200 kcal w słodyczach na 2 dni, tak na początek (jutro już nie mogę)
+ codziennie uczę się15 nowych słówek z angielskiego (jestem zbyt zmęczona)
+ 2x20 minutowe spacery z Lambem, albo jeden powyżej 30 min(możliwe, że jeszcze będzie)
+ motywuję sięz Kubusiem do wieczornego biegania(nie mam siły kurwa mać, trochę już razem spaliliśmy, wystarczy)
+ utrzymuję porządek w pokoju(w miarę jest)
+ utrzymuję porządek w budżecie (ogarniam co się dzieje)
+ 5 posiłków, bez wpierdalania (może i nie było 5, ale ogarniam co jadłam)
+ codziennie 20 brzuszków, przysiadów i pionowych pompek i codziennie o 5 więcej