... co się pragnie, to się kradnie co popadnie." Sylwia D.
Tata zbudził mnie ok 8:00, mimo soboty miałem iść do pracy.
Miałem, to poszedłem, o 10:00 wyrwany ze swojej dziupli i za dupę zaciągnięty na przystanek.
30 minut drogi w MPK naprawdę potrafi zniszczyć dzień, wpatrzony w okno, w pozie myśliciela podziwiałem piękne widoki miasta Łodzi.
W magazynie - tj. miejscu mojej pracy - byliśmy o 11, wychodzi na to, że pół godziny czekaliśmy jeszcze na 81 albo 87.
Zadanie do wykonania - przepakować mydła z kartonu do kartonu.
Adrianek perfekcjonista oczywiście - pakowałem wszystkie w te samą stronę, tak 3 kartony. Nie trudno wyobrazić sobie moją demotywację, gdy tata poinformował mnie, że nie muszę być tak dokładny i mogę układać je byle jak. Ugrh...
Dobiliśmy do 50 kartonów i nadszedł czas coś zjeść, a posilony bułą, jabłkiem i zupką chińską, odzyskałem zapał do pracy.
Tata wyjmował, ja wkładałem - czysty układ i jeszcze za to kasa.
O 16 byłem w domu, wyszedłem z psem i do 19 miałem względny spokój.
Aż nie zakłóciła mi go istota ze zdjęcia powyżej, a teraz wisi nade mną i poprawia moje błędy. Ale nie żeby była jakoś szczególnie złośliwa, twierdzi że dopiero może zacząć! A jej wzrok, ona chce mnie zabić.
Graliśmy w jakiegoś latającego jeża i pingwina. A i wtedy zdarzyła się piękna wpadka z pogranicza "polityki". Kując ją wykałaczką usłyszałem.
- Zostaw mnie - z wyrzutem - a ostrzegam Cię, chodzę na Samoobronę! -
Bez większego namysłu.
- No - z uśmiechem - a ja chodzę na PO. -
- Też chodzę na PO, w szkole - zakończyła, a ja wybuchłem śmiechem.
Teraz plecie mi warkoczyki, bo tak!
Po takich torturach człowiek może chcieć iść spać, nie?
A jutro próba <3.