Nie chcę już dłużej sesji... Nie mogę już patrzeć na listy z zadaniami, wykłady i te wszystkie twierdzenia...
Macedonio, czekam!!
Kiedy nie można żyć dla siebie, wato żyć dla innych.
Warto wstawać codziennie rano z ciężkim sercem, by dostrzec uśmiech na ich twarzy. Warto znosić trudności każdego dnia, aby wieczorem móc usiąść w ich towarzystwie, oglądając kolejny, bezsensowny film.
Warto żyć dla ludzi, wobec których czuje się dług wdzięczności. Dzięki którym łatwiej się oddycha i częściej się śmieje.
Warto żyć dla ludzi, których się kocha. Wobec których ma się ten niezaprzeczalny zobowiązanie oswojenia, którego nie wolno nie spłacić.
I w końcu, warto żyć dla ludzi, którzy na nas polegają. Którzy czekają na codzienny telefon, informację, choćby najmniejszą oznakę życia. Którzy w nas wierzą, poświęcają nam swoje myśli.
Którzy tęsknią.
Siedząc na brzegu niewielkiego drewnianego pomostu, rytmicznie machała nogami nad powierzchnią wody, nie mogąc jednak w żaden sposób dotknąć tafli. Gdzieś z oddali dochodził ją krzyk ulicy, zew codzienności, tak niezmiennej. Wiatr bawił się jej długimi, ciemnymi włosami, pozwalając im opadać na ramiona, twarz, plecy. Dotykała czubkiem noża opuszków pięciu placów lewej dłoni, licząc po kolei jeden, dwa, trzy, cztery, pięć... Jej myśli krążyły swobodnie, nie do końca określone, zbyt trudne do jednoznacznego uchwycenia.
Od lat stawiała sobie zaledwie pytanie: czego chcesz?
I od lat nie potrafiła znaleźć na nie długoterminowej odpowiedzi.
Cały świat z pewnością chciał czegoś od niej. Rodzice wzorowych ocen, dobrych studiów, stałej pracy& Dziadkowie oczekiwali dobrego męża, dwójki wnucząt, które będą mogli rozpieszczać. Przyjaciele czekali jedynie na kolejne imprezy, wspólne spotkanie, wakacyjne podróże nad morze...
Wszyscy czegoś pragnęli. A swoje pragnienia, w pewnej części, uzależniali od niej...
A czego ona chciała?
Najzabawniejsze pytanie świata. Czego chcesz, mała dziewczynko?
Ona chciała wszystkiego. Mieć ciastko i zjeść ciastko. Domu jednorodzinnego z dwójką dzieci, tylko na szczycie apartamentowca w centrum. Kochającego męża, ale tak, aby mogła żyć samotnie i niezależnie. Podróży dookoła świata, ze stałą, dobrze płatną pracą. Wieczornych imprez z czasem na dokończenie najnowszej książki...
Chciała jednocześnie zbyt wiele, nie mogąc się zdecydować. Nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie, w którym fragmencie jej pragnienia są jedynie jej, a w którym wywołane są wpływem innych. Gdzie kończy się lista jej marzeń, a zaczyna cudza...
Jednak najgorsze było owe poczucie bezsensowności, wiszące nad wszystkimi jej rozterkami niczym pochmurna chmura gradowa. Wewnętrzne przekonanie, że całe jej życie, wszystkie plany i zmagania, w rzeczywistości prowadzą jedynie do nicością. Po co? - to było pytanie, które stanowiło podwaliny jej niezdecydowania. Po co wybierać, skoro to i tak bez sensu? Po co wybierać, skoro to wszystko i tak trafi szlag?
Po co?
Nie potrafiła znaleźć choćby jednego, dobrego powodu. Nie potrafiła zmusić się do jakikolwiek wewnętrznej mobilizacji. Owszem, zdarzały się momenty, podczas których rodziło się w niej przekonanie, że może jednak to wszystko ma swój cel! Że, jedynie być może, jej życie nie jest jedynie bezsensownym istnieniem w ogromie wszechświata.
Ale takie momenty przychodziły i dochodziły jak wieczorne pływy nad morzem, nigdy nie mogąc zagościć w jej umyśle na dłużej. Zwyczajnie, budziła się pewnego ranka, znów pełna owego wewnętrznego marazmu.
Nigdy jednak tego nie okazywała. Nigdy nie pozwoliła, by ktokolwiek z zewnętrz zakwestionował jej szczęście czy radość życia. Tak, cieszyła się życiem! To właśnie była jej największa ironia - cieszyć się każdą chwilą, nie po to, aby nadać życiu niezapomniany sens, ale właśnie dlatego, że skoro owego celu brak, każdą chwilę należy maksymalnie wykorzystać, nie bojąc się chwycić wszelkiej nadążającej się okazji. Jednak nie można było tak egzystować na dłuższą metę. Nie na zawsze...
Uśmiechnęła się do swojego niewyraźnego odbicia w tafli wody.
Znalazła wyjście. Znalazła swój powód, by znosić codzienność.
Jeśli nie mogła żyć dla siebie, postanowiła żyć dla innych. Dla tych, którzy czekali na nią każdego dnia. Dla tych, którzy mieli odwagę za nią tęsknić.
Tak, dla nich warto było oddychać, mimo że niekiedy nawet oddychanie bolało.
Szybkim ruchem ręki zgarnęła burze ciemnych włosów na plecy. Powoli, uważając, aby przypadkiem nie wpaść do wody, wstała z pomostu. Ostatni raz chwyciła mocno drewnianą rączkę noża, po czym, przyglądając się uważnie swojemu odbiciu, uśmiechnęła się promiennie i pewnym, odważnym ruchem rzuciła nóż do wody.
Odwróciła się nim zdążyła usłyszeć plusk. Równymi krokami, stopa za stopą, ruszyła w stronę domu, powtarzając w myślach, że są na świecie ludzie, o których warto się troszczyć, dbać i za nimi tęsknić. Za których warto istnieć i żyć pełnią życia.