właściwie to mam Wam tyle do opowiedzenie, że sam nie wiem od czego zaczynać. uff, ale jak to mówią najtrudniejsze są początki, a ja już tak jakby początek notki mam za sobą, hehe:D wstałem rano i nie wiedziałem, gdzie podział się mój szlafrok:O a więc ubrałem satynowy szlafroczek mojej mamy w odcieniu dzikie bordo:D lansik, hehe. nie uwierzycie, zaraz potym zadzwoniła do mnie moja mummy < 3 chciała wiedzieć, jakie mam plany na dziś i powiedziała mi, że śniadanie mam w lodówce. i otwieram lodówkę- PUSTO ;( więc poszedłem do waffle house na śniadanko, ale przed tym się oczywiście ubrałem w moje ciuszki z h&m! zamówiłem tosty z frytusiami! następnie zadzwonił Lou i poszliśmy do skateparku, ale nie mam jeszcze swojej deski:( jest mi podwójnie smutno, ponieważ nigdy nie jeździłem na desce, ale za to poszliśmy do Castle Parku i spotkaliśmy się z ekipką znajomych Lou. SZOK- slang brytyjski mnie rozwala:( niedość, że jestem w grupie na średniozaawansowanym angielskim to jeszcze nie znam slangu, kurcze deprecha nie?;( ale, się nie przejmuję bo przede mną jeszcze półtora miesiąca.
dzięki Wam za komcie, mam nadzieję że spotkamy się na livie! hehe!
KOCHAM:*