Wszystko, co działo się potem, bardzo dokładnie zapisało się w mojej pamięci. Był to jeden z najpiękniejszych okresów w moim życiu. Prawie wszystko układało się wtedy tak, jak powinno. Dlaczego prawie wszystko? Nie tylko ja miałam wątpliwości, co do zaufania Dawidowi. Moja najlepsza przyjaciółka - Dagmara, która znała Dawida od dzieciaka, uważała, że to wszystko, co zaczynało się dziać między mną a nim, nie jest najlepszym pomysłem. Bała się, że on ponownie zabawi się mną, tak jak wszystkimi swoimi dotychczasowymi dziewczynami, a ja będę tylko przez to uczucie cierpieć. Strasznie kłóciłyśmy się przez to wszystko. Nie było praktycznie dnia, żebym nie płakała, bo gdy tylko pojawiał się temat "Dawid" zaraz pisała mi, że to nie jest najlepszy pomysł, że uciekam w uczucie do niego, bo tęsknię za kimś, dla kogo będę najważniejsza, kto będzie mnie kochał i będzie blisko. I być może miała w tym rację. Ale mimo to, chciałam spróbować. Dawid z każdym dniem stawał mi się coraz bliższy. Szczególnie właśnie w tym momencie, kiedy coś w moim życiu było nie tak. Sam z siebie zauważał, że coś działo się nie tak, jak powinno, że byłam troszkę podłamana, że byłam zwyczajnie smutna. Chciał wiedzieć co się dzieje, ale akceptował tą niewielką ilość, którą mu mówiłam i wspierał mnie, pomimo tego, że to wszystko działo się w zasadzie przez niego. Był przy mnie i nawet nie miał zamiaru mnie opuszczać, o co wiele razy w tamtym czasie strasznie się bałam. Tym samym jednak udowadniał mi, że naprawdę mu na mnie zależy. Aż wreszcie na początku kwietnia udowodnił mi to naprawdę, kiedy po miesiącu znów się spotkaliśmy.
W tym roku przełom marca i kwietnia był bardzo chłodny, więc kiedy tylko w pierwszy piątek kwietnia wysiadłam z busa, od razu otuliłam się szczelniej płaszczykiem. Pomimo zimna, uśmiechnięta ruszyłam szybko w stronę Centrum Kultury, pod którym miał czekać na mnie Dawid. Właściwie nie zamierzaliśmy wchodzić do środka, był to po prostu punkt, w którym mieliśmy się spotkać. Dostrzegłam go jednak o wiele wcześniej, niż miał być. Szedł w moją stronę, a kiedy mnie zobaczył, stanął w miejscu. Uśmiechnęłam się lekko i też zwolniłam krok, żeby wkurzył się, że idę tak powoli, i w ogóle mi się nie spieszy. Kiedy do niego dotarłam, widziałam lekki wyraz zniecierpliwienia na jego twarzy, jednak nie skomentował tego nawet jednym słowem.
- Cześć. - rzucił z uśmiechem w moją stronę i trochę niepewnie przytulił mnie do siebie.
- Hej. - odwzajemniłam uścisk, po czym odsunęłam się od niego kawałek. - To gdzie idziemy? - zapytałam, uważnie mu się przyglądając. - Przed siebie, gdziekolwiek. - zaśmiałam się cicho, słysząc jego odpowiedź i ruszyłam w kierunku promenady. Rozmawialiśmy o tym, co przydażyło nam się danego dnia, długo zastanawialiśmy się nad tym, gdzie mógł zgubić swój portfel (bo akurat tego dnia zgubił), dlaczego był wzywany na policję, i tego typu różnych drobiazgach... Droga mijała nam bardzo szybko i przyjemnie. Wygłupialiśmy się, zastanawialiśmy do jakiś ćwiczeń służą porozstawiane w parku nad morzem różne przyżądy, wymyślaliśmy swoje ćwiczenia. Dawno nie bawiłam się tak dobrze. Chociaż na chwilę oderwałam się od codzienności i wreszcie miałam go blisko siebie, a nie tylko przez telefon, skype. A mieć go na żywo było o wieeeeele lepiej. Cały czas trzymał mnie gdzieś blisko siebie, w zasadzie zachowywaliśmy się już prawie jak para. W pewnym momencie nawet zaczęliśmy planować wspólną przyszłość. Wybieraliśmy samochód, kłóciliśmy się w zasadzie o to, bo strasznie nie chciał, żebym jeździła czymś szybkim.
- Malucha dostaniesz. - stwierdził w pewnym momencie, na co oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Zastanawialiśmy się nad imionami dla dzieci, miejscem, w którym zamieszkamy... Zgodził się nawet wyjechać razem ze mną na Wyspy Kanajryjskie, bo od pewnego czasu marzyło mi się, aby kiedyś tam zamieszkać.
W końcu po przejściu prawie całego miasta, znaleźliśmy się w parku niedaleko miejsca, w którym się spotkaliśmy. Przez około półgodziny siedzieliśmy objęci na ławce, cały czas rozmawiając. Kilka razy próbował mnie pocałować, jednak za każdym razem odwracałam się w taki sposób, że trafiał na mój policzek. Pomimo wszystkich swoich uczuć nie chciałam, abyśmy tamtego dnia zostali już parą. Chciałam, żeby poczekał jeszcze trochę. Poza tym gdzieś głęboko w mojej głowie ciągle kłębiły się te wszystkie niepewności, że będę kolejną jego zabawką... Wolałam być całkowicie pewna tego, że jestem gotowa zaryzykować tak wiele i być z nim, narażając się na cierpienie.
Coraz szybciej zbliżał się moment, w którym musiałam pójść na busa do domu. Nie chciałam wracać. Czułam się przy Zedzie bardzo dobrze i nie chciałam, żeby ten dzień się kończył. Chciałam zostać tam, w tym momencie i tak trwać.
Niestety, w końcu musieliśmy pójść na dworzec. Odprowadził mnie tylko kawałek, dokładnie do tego samego miejsca, w którym się spotkaliśmy. Nie chciał mnie puścić. Cały czas trzymał mnie w swoich ramionach, mocno przytulając do siebie. W końcu jednak w momencie, kiedy musiałam już biec na busa, pocałował mnie w policzek, ostatni raz przytulił do siebie i ruszył w swoją stronę.
Nigdy nie zapomnę tego dnia, tak jak każdego spędzonego razem z Dawidem. Ale ten był naprawdę szczególny. Bo biegnąc na przystanek byłam już pewna, że być może popełniłam straszny błąd, ale kochałam go.
No, z tej części jestem w miarę zadowolona. Pierwszy raz jestem zadowolona z jakieś mojej pracy. Sukces, haha. Miałam dodać coś wcześniej, ale w piątek od 20 do 2 w nocy opiekowałam się dziećmi mojego chrzestnego, w sobotę cały dzień sprzątałam, dziś robiłam lekcje i wyszło na to, że dopiero teraz znalazłam chwilę, żeby coś tutaj nabazgrać. Powinnam się uczyć z geografii, ale co tam. ;D A teraz zmykam, bo siostra zaraz ma być na skype.
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba. Oczywiście w komentarzach piszcie co myślicie, dobranoc. ;)
Ania