(znów deviantart, tym razem Alephunky, okazał się skarbnicą obrazka)
Denerwuje mnie, oj denerwuje. A co? Miłość ludzi do komercjalizmu. Jeśli coś nie jest rozsławione przez ich ulubioną stację, stronę, czy coś takiego, wszystko to jest "be", a nagle staje się trendem wśród znajomych, milionów innych ludzi i BACH. Nagle to "loffciamy", prawda?
Tak było na przykładzie Adele.
19-letnia piosenkarka, znana w niewielkim kręgu ludzi słuchających takiej muzyki, rozsławiana przez stacje radiowe takie jak Trójka. Mało kto ją zna, ale jak już zna, to uwielbia. Dzięki temu, iż jej muzyka nie jest wpychana w ludzi zewsząd, można spokojnie ją sobie dozować i nie znudzić się szybko "hitem lata".
21-letnia już Adele wydaje drugi krążek. Jedna z jej piosenek jest użyta w reklamie filomowego "hitu lata" jakim jest "Jestem numerem cztery" z mega ciachem Alexem Pettyferem. I nagle, bombardując telewizję, przesuwa się piosenka przez media, trafia do milionów, puszczana jest tysiące razy w dziesiątkach stacji radiowych na ogół puszczających Lady Gagę. I jak tu nie kupić tego, jeśli wszyscy tego słuchają?
Tym sposobem "Rolling in the deep" staje się sezonowym hitem, który słyszałam do orzygania (i wcale nie z nieprzymuszonej woli).
Następne w kolejce jest "Someone like you", które także zaczyna obskakiwać mnie z każdej strony.
Świat jest okrutny.
Zaczynam nienawidzić rzeczy, które jeszcze całkiem niedawno kochałam. Bo i jak je kochać, jeśli ma się ich już dość?