Ta notka będzie o bólu. W starym wydaniu, w przypływie weny, pod wpływem bardzo silnych uczuć. Ta notka będzie odzwierciedleniem tego, co się kłębi we mnie i od dłuższego czasu nie może wydostać.
Kiedyś mówiłam, że świat jest niesprawiedliwy, bo Asia, Jasia czy Zdzisia ma lepsze lalki niż ja. Że wszyscy mają telefony tylko ja nie. Że jedni mają wszystko, a drudzy klepią biedę. Teraz narzekam na inną niesprawiedliwość i świat nie ma tu nic do gadania.
Kiedy dowiadujesz się, że ktoś, kogo uważasz za dobrego zioma, może nawet przyjaciela, okazuje się Ciebie nie lubić. Niesprawiedliwe? Bolesne. Rani tak głęboko, pozostawiając stożkowate wgłębienie w okolicach serca. Kiedy wypruwasz z siebie żyły, żeby dać jak najwięcej dla drugiej osoby, nie chcąc nic w zamian, a otrzymujesz kolejne razy, prosto w przeponę, które nie dają Ci spokoju całe dnie i noce. To się nazywa gorsza odmiana niesprawiedliwości.
Ale najgorsze jest jedno. Mówi się, żeby być fair, mówić prawdę i być sobą. Szkoda, że kiedy mówi się prawdę prosto z serca, według własnych odczuć, otrzymuje się w twarz, bo drugiej stronie to się nie podoba. To w końcu co, kłamać dla większego dobra? A może bawić się w polityka i pieprzyć bez pokrycia, mówić o niczym, dawać ludziom słowa, które tak naprawdę nie mają głębszego sensu i żadnej przesłanki? Nie jestem fałszywa, a spotykam to na każdym kroku i już nie wiem, czy to świat jest zły, czy ja do bani.
Ta notka jest o bólu. O tym, jak życie wpływa na mnie destrukcyjnie. Jak popadam w jakąś paranoję, bo chcąc być dobrą, pozostając przy tym sobą, wychodzę na najgorszą na świecie.
Przyzwyczaiłam się do tego. Grunt tkwi, żeby mnie poznać, ale mało kto ma odpowiednią ilość cierpliwości żeby tego dokonać.
Ciężko jest żyć lekko, kochanie.