To taki życiowy paradoks. Potrzebujesz 100% wiecęj uczuć, tym samym kompletnie się ich wyzbywając. Nawet nie wiem - pierwszy raz w życiu! - do czego to porównać.
W ogóle to czuję się, jakbym już zapomniała, jak się pisze. Jak się pisze tutaj. Jakie to uczucie, kiedy przez kilka minut czujesz tą energię płynącą przez palce, przelewającą się na klawisze. Jakie to uczucie, kiedy wszystkie zbędne emocje wyrzucasz z siebie z ogromną, choć niedostrzegalną siłą. Już dawno to w sobie zgubiłam. Już dawno to zniknęło, zamknęło się w szafce z gratami i pamiątkami, których czasem nie chcę przeglądać.
To tak, jakbym chciała się odsunąć od przeszłości, zamknąć za sobą drzwi, uśmiechnąć się najlepszym uśmiechem, zaszczycić kogoś najbardziej zniewalającym spojrzeniem, na jakie tylko mnie stać. I nie zwracać uwagi na to, co się dzieje do okoła.
Czuję, jakbym się marnowała, jakbym była więcej warta, choć czuję też, że to zbyt próżne myślenie. Zbyt próżne? Zbyt nisko się oceniałam, za bardzo krytykowałam przez te wszystkie lata. Teraz uważam, że mogę wszystko, jeśli będę chciała. I tak jest.
Bo to zawsze chęci w działaniu brakuje. I pomysłów.