Tak, wracam, reaktywuję się, bo jest mi kurwa ciężko, a to jest mój wypłacznik, który z dumą spełnia swoją rolę.
Nie pamiętam, kiedy było tak źle, żebym musiała tu wracać. Czuję się jak wrak, jak worek z kośćmi, powoli niezdolny do uczuć, ale tak bardzo przez te uczucia zniszczony. Cierpię, bo potrzebuję ciepła, cierpię, bo moje uczucia spotykają się z zimnym murem. I dotykam go wyjątkowo ciepłymi dłońmi, poklepuję, opryskuję łzami, wyrzutami do wszechświata.
Brzuch mam jak napompowany balonik i czuję, że mała szpilka byłaby w stanie zrobić apokalipsę.
Nie wiem, kiedy się złamię, kiedy nadejdzie ten moment. Kiedy ktoś przewróci mnie, a ja już nie dam rady wstać. Teraz w kółko podnoszę się, ledwo stoję i przyjmuję kolejne ciosy, coraz mocniejsze, ale coraz mniej znaczące. Bo tak jak Myron Bolitair musisz podążać za biegiem ciosu, płynąć razem z nim i rozluźnić się. A gdy ktoś chce Cię uderzyć w brzuch... Spiąć mięśnie i nie dawać żadnych oznak, że Cię to boli.
Chyba mi lepiej.
Jednakowoż wory pod oczami od płaczu niedługo staną się potrójne. Potrzebuję pomocy i to szybko.