Czterdzieści minut spóźnienia. Wrzeszczący dzwonek w telefonie i spotkanie w oryginalnym miejscu. Oryginalniejszym niż zazwyczaj o jakieś dziesięć metrów. Filmowe spotkanie nie było możliwe. Nie było kawy, nie było porannej gazety, a przede wszystkim nie było kawiarni. Remont. Na dobra kawę możesz wpaśc do mnie. Nie opanowałem jeszcze techniki ukrywania uśmiechu, który sam rysuje się na mojej twarzy gdy widzę Cię z daleka. Perspektywa tych kilku godzin wspólnego spotkania jest taka fajna. To spędzanie czasu jest obłędne. Biedronki, wstążki, tramwaje, a w nich dziwne pary w różnym wieku. Szkoda tylko, że autobusy za dziewięć złotych nie jeżdżą częściej i trochę później. Mogę poczekać z Tobą na nastepny jeśli chcesz. Na szczęście jest okazja żeby uczcić sukces, więc prędzej czy później nadjedzie kolejny autobus, który wysadzi Ciebie i znowu pojawi się niekontrolowany uśmiech. Siedzenie gdziekolwiek i rozmawianie o wszystkim, a w zasadzie o niczym, co przeciąga się w kilkugodzinne pogawędki na każdy temat.. kompletnie nie związanyy z czymkolwiek. Wybór między wiecznym życiem, a kilku sekundową rozmową czy porzebywaniem razem, a potem śmiercią. Wybór nie byłby trudny. Patrzenie gdy zaczynasz się śmiać i uśmiechać jest praktycznie wszystkim co mam od życia i Ty to widzisz i odwzajemniasz. A w pochmurne i deszczowe dni trochę żałuję, że nie mieszkasz w moim mieście. Ale i tak rozganiasz chmury z nieba. Trudno tak poskładać myśli siedząc obok. Wszystko chciałoby się ładnie ubrać w słowa, a w głowie wtedy siedzi tylko "woow". Dobrze, że jesteś i dobrze, że czasem znajdujemy dla siebie czas. Dobrze, ze kiedy czuję lęk przed przyszłością to mogę z Tobą porozmawiać. A gdy wydaje mi się, że wszyscy mówią do mnie w obcym języku to Ty mi to przetłumaczysz.