archiwalne zdjęcie z czerwcowego ogniska lata temu. "nie mają już kontaktu, bo ona trzyma go za obie ręce". dzisiaj poznałam "do trupa" zrozumiałam, że nie tylko ja wolę być trupem, takim zimnym, martwym trupem niż zakochanym, bezradnym, rozsypującym się trupem. nie jestem wprawdzie ani mniej ani więcej podobna do żadnej z postaci sonetu morsztyna, ale jedno wiem, to co miał na myśli autor jest ponadczasowe, nie tak krótkotrawałe jak oczy księżniczki angielskiej czy swoja panna. wkurwia mnie poezja baroku, ale akurat dzisiaj poczułam, że pisano też coś z sensem. jutro jadę z juliuszem do miasta patologi, gonitw i wpierdolu- wrocław.
ciężkie słowa ciężko mówić, nauczyć się żałować za późno chyba jest.