Miasto było pełne radioaktywnych oddechów surrealistycznych maszyn. Nikt nie czuł się tam samotny- w dusznym półmroku brakowało tchu na tęsknotę. Ktoś za kimś zamykał drzwi, trzaskały talerze i okna. Przy zgaszonym świetle dźwięki rozchodziły się leniwymi kręgami.
Zatem Miasto pełne było deszczu. Zdławione światła mieniły się w nieruchomych kroplach. Ktoś przed kimś uciekał, pękały zmęczone dusze i poprzecierane myśli. Gdyby każde wspomnienie nie rozlegało się echem, pewnie nikt by nie wychodził na spacer.