Dzisiaj jestem jednym z miliona kawałkow samej siebie. Ten który krzyczy, krzyczy w pustkę...Kochałam Cię, ale odejdź już. Wyjdź trzaskając drzwiami mojego serca, umysłu tak jak zrobiłeś to tymi w mieszkaniu. I już nawet nie interesuje mnie to czy będę się czuła jak nędzna bohaterka jakieś nieudanej książki, której zycie straci lo sens. Nie wiem co mnie bardziej boli, czy to ze udaje mi się nie płakać już całą noc, czy to że stajesz mi się coraz bardziej obojętny... Ale przeciez tego własnie chciałam. Chcialam częściej by mi było wszystko jedno i chciałam częściej milczeć.
Za oknem minus pięć- nie kocham cię już...