Zdjęcie z dzisiajszego poranka. Trochę płakałam, wybaczcie mi je.
Jutro czeka mnie spotkanie z Anką. Jesteśmy naprawdę bardzo różne (może uda mi się Wam to udowodnić), ale cieszę się na nie jak mała dziewczynka, która za chwilę ma odwiedzić cukiernię. Spędzimy ze sobą pewnie mnóstwo czasu, będę się śmiała z jej bratem, posiedzimy przy kominku, otulę się kocem i przy herbacie będziemy mówić o tym wszystkim co nas ominęło, jak rodzice, jak świeta, jak odradzanie się i jak jej tkwienie w szczęśliwościach. Potrzebuję tego spotkania, nie chcę siedziec zamknieta w czterech zimnych ścianach mojego lokum. Kapuściński bodajże pisał o tym, że zbytnie siedzenie na miejscu może nagromadzić w człowieku zabójcze złogi emocjonalne- kiśnięcia, stęchlizny, zmurszenia, pleśnie. To znak, że trzeba pomyśleć o drodze, wyruszyć w podróż, poczuć wiatr, odetchnąć świeżym powietrzem. Właśnie jutro w nia wyruszam, w jej ramiona. Ciepłe, zawsze szeroko otwarte i chętne by mnie przyjąć.