Nie bez powodu mówiłam kiedyś mu o szczęściu w samotności. Nie myślałam, że będę wtedy szczęśliwa. Myślałam, że jeśli kogoś pokocham i nic z tego nie wyjdzie, mogę tego nie przeżyć. Łatwiej jest być samemu. Co jeśli nauczyłeś się, że potrzebujesz miłości a potem jej nie doświadczasz? Jeśli sprawia ci przyjemność i na niej polegasz? Co jeśli ukształtowałeś życie wokół niej a potem się sypie? Można coś takiego w ogóle przeżyć? Utrata miłości jest jak martwica. Jak umieranie. Z tym, że śmierć się kończy. A to? Może chyba trwać całą wieczność.I tego obawiam się najbardziej. Chce ruszyc naprzód. Usunęlam wszystkie mejle, smsy uprzednio czytając je parokrotnie i płacząc nad nimi, tak jakbym nie mogła poslużyć się tą wypróbowaną przez Ciebie opcją 'usuń wszystkie'.