Często mam takie jakby 'schizy', że leżąc wieczorami na łóżku, w pustym pokoju, przy zgaszonym świetle zaczynam myśleć czy ktoś mnie jeszcze potrzebuje, czy komuś gdzieś tam w najmniejszym zakamarku serca choć trochę na mnie zależy. Czy może wszyscy mają mnie już dość? Czasami ot tak po prostu, po moich policzkach spływają łzy, zdarza się, że zaczynam cicho łkać. To weszło mi już w nawyk, bo wracam do wspomnień, bo myślę o tym co bolało mnie najbardziej, kto zadał mi ból, a kogo ja skrzywdziłam. A niekiedy jest zupełnie odwrotnie, uciekam w przyszłość i się boję, po prostu boję się każdego kolejnego dnia. Boję się, że zrobię jeden niewłaściwy ruch i z własnej głupoty stracę WSZYSTKO. (W między czasie gratuluję Ci, iż chce Ci się to czytać).Popadam w odrętwienie. Czasami wydaje mi się że nie mam po co istnieć, że tylko potrafię zadawać ból i krzywdzić innych ludzi. Wtedy brzydzę się sobą i czuję do siebie niechęć, pojawia się ochota skończenia ze sobą, bo po co ciągnąć tą drętwą egzystencję dalej? Myślę kim jestem w tym swoim "życiu", którego scenariusza nigdy nie będę w stanie zrozumieć, nigdy go nie ogarnę, w zasadzie nawet nigdy nie poznam. To bezsensowne, ale myślę o tym, wiedząc że nie uzyskam żadnej odpowiedzi, bo sama sobie odpowiedzieć nie umiem, a nie ma drugiej osoby która miałaby odwagę powiedzieć mi nawet najgorszą prawdę, nawet nie wiem czy ktoś ją zna, obawiam się, że nie. Z dnia na dzień czuję się coraz gorzej, czy kiedyś się to skończy?
http://www.youtube.com/watch?v=DMUGKpovPyw
<3
snuff.