Wjazd na teren koncertu w Gryfowie Śląskim.
No, wreszcie jakiś koncert poza Jelenią. Ufff. Myślałem, że to już nigdy nie nastąpi.
Ogólnie śmiechy od samego początku, poza zgubieniem się Okli pod kościołem...
Jazda autem w składzie Marcin, Sylwóś, Emil, Okla i Adrian nie była wcale nudna, poza tym, że w radiu nic nie leciało ciekawego, a na CD mieliśmy tylko płytę Metallica i jakąś składankę Hip-Hopową
Gdy dojechaliśmy od razu było lepiej, bo przyszedł po nas Makówa i poszliśmy za stację
Zapoznaliśmy się z nieznajomymi, pogadaliśmy jakiś czas, postawiłem Emilowi irokeza na piwonawet
Troszkę się od chłopaków winka napiliśmy i poszliśmy po swoje zapasy, które też wypiliśmy w tunelu za stacją, w którym wcale nie śmierdziało
Marcin od samego początku uwieczniał koncert. A po wypiciu tego co było poszliśmy zobaczyć co się dzieje... i się działo
Zabawa przednia, dużo ludzi, a na scenie jakaś metalowa kapela, więc nastał czas na Mosha, a ten skończył się dopiero, gdy mnie ochroniarz zawołał
Później juz było spokojniejsze pogo, a nawet czasem nie warto było stać pod sceną. Szukając szczęścia po okolicy natknąłem się na Pawła i Słonika z dzbankiem wina, więc już z nimi na jakiś czas zostałem na tyłach i dzięki czemu poznałem bardzo fajne koleżanki
Prawdziwa impreza zaczęła się oczywiście, gdy na scenie pojawił się BURDEL
(Nawet Okla się obudziła, po dość długim zgooonie)