Zwykły wierszyk lub kto woli opowiadanie.
Nie koniecznie potwierdzona faktami.
Wymyślona.
Poprostu wyobraźnia :)
Pewnego razu usłyszałam o żyletce...
Żyletka- przyjaciółka dziewczyny pogrążającej się w męce...
Jak na początek temat to daleki,
Ja bardziej wolałam zażywać tabletki.
Nie bałam się ani troszkę bo wiedziałam,
że to nie boli usypiasz- proste.
Choć nigdy odwagi nie miałam,
Może za bardzo się bałam a może jednak żyć chciałam?
Pewnego dnia postanowiłam okaleczyć się bezmyślnie.
Wyciągnęłam żyletkę przyłożyłam do ręki i pociągnęłam beznamyślnie.
Szczerze dziwne to uczucie było nie bolało szybko się kończyło...
No początku silna nawet byłam, z dumą na twarzy łez kilka uroniłam...
I tak przez kilka dni po troszkę nowych blizn robiłam...
Wciągnęło to...Nowe rany co chwila ludzie patrzyli...
Więc się zastanowiłam...
Nad czym? Nad sensem tego robienia.
Fakt faktem było to dla mnie nie do zastąpienia.
A ta myśl zobaczą to ludzie
Prześladowała mnie gdy siedziałam i zamulałam w budzie..
Nauczyciele, rodzice rodzina...
Lecz była PRZYJACIÓŁKA jedna jedyna.
Nie mogłam jej zostawić za bardzo lubiłam.
Ona robiła mi rany a ja je leczyłam.
Było razem nam dobrze, prawie nic nie stawało na przeszkodzie.
I były takie dni kiedy rozstawałyśmy się...
Ale ona czekała na mnie cierpliwie mimo, że została na lodzie...
Gdy wróciłam już rany głębsze ZADAWAŁA...
Już się przyzwyczaiłam więc się nie wachała.
Ktoś to zobaczył kazał mi przestać...
Ciężko mi było zostawić ją samą , ale osoba ta była dla mnie bardzo kochaną.
Tysiąc myśli na minutę wszystkie te same ciągle snute...
Przestać? Czy ciągnąć to dalej?
Ale jemu zależało na mnie, nie mogłam Go ranić, bólu zadawać...
Postanowiłam skończyć z żyletką w inne ręce ją oddawać.
Teraz jestem szczęśliwa żyletka mi nie potrzebna.
Ale przyjdą te dni, gdzie wrócę bo ona na mnie czeka...
I znowu razem będziemy, lecz tym razem tego nie przeżyjemy.
Jednym słowem oddamy się w otchłań ziemi...
I nie będzie juz mnie nie będzie jej po drugiej stronie znów połączymy się...