Spędzając wczorajszy chilloucik na młyńskiej cały czas miałam wrażenie, że jesteś obok mnie. Jesteś wśród nas. Chyba każdy miał takie odczucia. Generalnie było dobrze. Żarty, rozmowy na każdy temat. Jedzenia tony. Pyszne tony, w szczególności te truskawki w cieście <3 ciepło z kominka.atmosfera. w powietrzu miłość i pamięć. Patrząc na iskrzące się płomienie,doszłam do wniosku, iż czas. Będąc na górze, na mym ciele pojawiła się gęsia skórka. Przeszedł mnie zimny dreszcz,który uświadomił mnie,ze to miejsce nie jest takie jak być powinno. Nie jest jak kiedyś. Brak Ciebie. Pomimo tego wszystko na swoim miejscu. Szafa pełna ubrań. Po brzegi wypełniona Twoim zapachem. Łóżko niepościelone. Ubrania po całym pokoju krzątające się. Stos słodkości,jedzenia różnego rodzaju,soków. Początkowo oczywiście upajałam się tym zapachem, tym wszystkim. Niezwłocznie moje serce zaczęło bić mocniej i mocniej. Natłok wspomnień ruszył jak z kopyta. Ten stan sprawił, iż dostałam lekkiego zawrotu głowy. Mimo to czułam się dobrze. To otoczenie jeszcze bardziej miało wpływ na moje wspomnienia jak i świadomość. świadomość,której co dzień muszę powtarzać na nowo to co jest, a co już odeszło. Zatrzymałam się na schodach. Zobaczyłam buty i lekko się uśmiechnęłam. Sama nie wiem dlaczego. Na sam widok Jego białych tenisówek,które wybieraliśmy razem w HaeMie. Szłam dalej. Nie otwierając oczu,wciąż szłam. Przecież drogę znam absolutnie na pamięć. Nigdy się nie wytrze. Zawsze pozostanie. Ujrzawszy cały nieład panujący na poddaszu,bez zastanowienia wzięłam się do pracy. Jak kiedyś. Sprawiło mi to ogromną satysfakcję, iż dalej mogę to robić. Jestem potrzebna. Skończywszy porządki przystanęłam na dłużej w szafie. Mój wzrok wędrował bez celu po wszystkich ubraniach. Zatrzymał się jedynie na koszulce z 8nastki panny D. jak i koszuli niebiesko-brązowej w kratę. Bezzwłocznie przytuliłam do siebie bardzo mocno i rozkoszowałąm się zapachem. Łzy napłynęły mi do oczu. po namyśle, sadzę iż był to nieprzemyślany akt rozpaczy. Jednak trzymałam się twardo. Nie pozwoliłam im spaść z hukiem na ziemie. Pozostając chwile w bezruchu, wyszłam z szafy. Położyłam się na łóżku. w Twojej pościeli. skuliłam się jak to zawsze w mały kłębek nakryta "moim" kocykiem w panterkę. Penetrując cały pokój w ciemnościach, dominowało we mnie pewne uczucie. Ciężko mi nawet je określić. To chyba była irytacja, złość, a zarazem rozpacz. Zamknęłam oczy i wyobrażałam sobie Ciebie, leżącego obok mnie. Szepczącego mi do ucha. Całującego czule po ramieniu. Tulącego i troskliwego Bartusia. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. tak dobrze się tam czułam. tak bezpiecznie. Mimo wszystko. Obudził mnie jedynie dzwoniący telefon i wołanie Twojej mamy. Wstałam zaskoczona. nie wiedziałam co się dzieje. Uśmiechnęłam się widząc gdzie jestem. poczułam to co kiedyś. to samo uczucie. Jednak po chwili mój uśmiech zanikł z przyczyn oczywistych. Myśl niedająca mi spokoju przez cały czas, dopadła mnie nazbyt szybko. Cóż.. znów na chwile, na pare godzin oszukałam swą podświadomość. Leżąc w Twoim łóżku. Tym razem bez Ciebie..
a teraz kino.