***
Wypuścili mnie. Chyba minęło pół roku, straciłam już rachubę. Przyszedł nowy rok, między drzewami widziałam fajerwerki. Przyszedł też śnieg, las nie wygląda już tak strasznie, kamienie nie wbijają się tak boleśnie w stopy, tylko zimno doskwiera. Czuję, że się zbliżam, że niedługo zobaczę, co jest na końcu, że znów będzie cieplej.
***
W głowię słyszę huk, myśli uderzają ze zdwojoną siłą, padam na kolana. Ból oślepia mnie na chwilę, zamykam oczy, na ścianie powiek maluje się graffiti z Twoją twarzą. Znów nie rozmawiamy, ale nadal na Twój widok fajerwerki wybuchają w moim żołądku. Już nie chcę myśleć, dlaczego.
***
Kładę się gdzieś na poboczu, muszę odpocząć, kij, który kiedyś służył mi za podpórkę złamał się. Też bym się złamała, ciężko wytrzymać moje towarzystwo...
Lubię noce tutaj, nie śpię, ale jest cicho. Cicho, ci-cho, ci, mi, jemu i jej także, cho, ho, hu, huczy tylko wiatr, wiatr Twoich spojrzeń, chłód Twoich słów. Para leci mi z ust, oddech staje się chrapliwy. Wypuszczam powietrze ze świstem. Wiatr wieje mocniej, zapach mlecznej czekolady z miętą i skórką pomarańczy brutalnie wdziera się we mnie i nie chce zniknąć. Fajerwerki rozsadzają mi wnętrzności. Do jutra Termosie, nie popękaj bardziej... przynajmniej Ty