taki wieczór, gdy trzeba usiąść i porządnie zastanowić się nad rolą jaką pełnimy w życiu bliskich nam osób. Nigdy nie pamiętałam, kto wymyślił drabinę bytów, chyba św. Tomasz. Ale on i Augustyn zawsze już będa mi się mylić. Ale gdzieś na drabinie trzeba się osadzić. Prawie pomaturalnie, a już policealnie mogę powiedzieć, że u niebyt wielu ludzi jestem na szycie ważności. Gdybym miała wymieniać u kogo, to na pewno są dwie takie osoby u których jestem na absolutnym topie. Nie tylko wiem, że tak jest, ale także mi to okazują. Bo z byciem ważnym dla kogoś jest tak, że to nie jest kwestia wiedzy, a okazywania tego, że jest tak, a nie inaczej. To kwestia priorytetów, każdy ma własne, czasem dzieląc z kimś życie musimy zrezygnować z cząstki siebie, zwłaszcza ze swojej dumy, czasem ambicji, przyjemności. A czasem wystarczy mały gest świadczący, o tym że mimo całego zamieszania w życiu, jestem ważna, nie najwazniejsza, ale najzwyczajniej ważna. Bo ostatnio coraz częściej zadaje sobie pytanie, kim tak na prawde jestem. I coraz częście ta odpowiedź mi się nie podoba, ale takie życie. Bo ja już chyba wyrosłam z czekania, narzucania się, proszenia, tłumaczenia. Przyjmuję to co jest i wyciągam konsekwencję, po cichu. Ale ja się strasznie postarzałam przez te trzy lata...