To zdjęcie jest stare, jak świat (albo stare, jak mój pierwszy aparat). Mam do niego słabość, nic nie poradzę.
Tęsknię za moim Krakowem.
Nie, nie mówię o tym słynnym mieście na południu Polski, w którym jest wielki zamek nad Wisłą. I piękne Stare Miasto. Jeszcze ogrom turystów na ulicach. Duże galerie z fajnymi sklepami. I gołębie... te wstrętne małe zarazy, przez które czyściłam parapet nawet przy temp. -15st.
Mój Kraków, to urokliwe, klimatyczne uliczki, w których mogę się zgubić, schować lub być anonimowa. Spacery nad Wisłą w ciepłe wiosenne wieczory. Klasztor dominikański i jego brama, która schroni przed deszczem o 1:00. Rozklekotana "jedynka", która zawozi mnie na prawie wszystkie zajęcia. Ulica Kopernika, gdzie spędzam połowę życia. Wyraźny odgłos nocnego tramwaju i chmurki na granatowym niebie, gdy zamykam książki. Kościół uniwersytecki, który zna każdy etap moich marzeń. Ludzie, którzy każdego dnia sprawiają, że chce mi się chcieć.
To jest mój Kraków, ten, za którym tęsknię.
Natomiast wracając do smutnej rzeczywistości, chiałabym poprosić osobę podkęcającą temperaturę na zewnątrz, żeby przestała sobie robić jaja, bo od tygodnia roztapiam się jak smalec na ogniu, za kawą mrożoną to ja nie przapadam, gorącej się wypić po prostu nie da, no, a jak wiadomo, dzień bez tego ożywczego napoju jest stracony.
Proszę, niech ktoś wyłączy słońce. Ja naprawdę sto razy bardziej wolę deszcz.
Użytkownik smiletotheworld
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.