Cześć, dzień zaliczam do tych najbardziej udanych teraz ciągle mam takie dni. Dziś wstałam rano około 8, ponieważ byłam umówiona, ok. O 10 przyszła po mnie Jula, poszliśmy sobie po Marcina mieszka niedaleko, więc jeszcze jakoś tam ujdzie. Wołam do jego mamy przez okno, okazało się, że on jeszcze śpi gdzie byliśmy unmówieni. Poszliśmy sobie do parku z Julą, na ten mostek znowu szczurki, kocham. Zaszliśmy do sklepu, kupiłam sobie czekoladę, napój i coś tam jeszcze. Dobra, doszliśmy ta ten basen a tutaj zamknięte. Przesiedziałyśmy około 50 min na ławce, postanowiłyśmy pójść na przystanek koło Chrobrego czekaliśmy na autobus. Nagle po drugiej stronie ulicy szedł Marcin, poznałam go po bluzce. Zawołałyśmy go, jak zwykle szczekanie. Porwałam też makaron w Biedronce, kocham siebie. Poszliśmy do parku, laliśmy szczury wodą oraz straszliśmy je. Jak skończyła nam się woda to poszliśmy sobie do rzeczki napęcić nagle wyskakuje szczur zaczęłam piszczeć i w ogóle. Napełniła mi Jula butelkę, jak Marcin wchodził po wodę krzyknęłam Szczur a on rzucił butelkę do wody potem do niej wpadł i Jula go znowu popchnęła, żeby ją złapał bo miał taką dużą. Potem Marcin ciągle sobie wpadał tam, lol szczałam ze śmiechu. Jak szczurom zalaliśmy norę, nudno się zrobił więc wróciliśmy. Ja i Jula się przebrałyśmy Marcin wbił i poszliśmy do Ruszowic, do parku, siedzieć koło biedronki, koło Marcina bloku. Nie zapomnę tego menela, strasznie się go bałam. Mam nadzieję, że kiedyś zrobimy z tego powtórkę.