Za nami 30 urodziny mężulka. Boże. 30. Jak to brzmi. Taki powazny wiek... Mnie to czeka za 2 lata :P
Imprezka odbyła się w domu. Stety/Niestety. Dzieci normalnie poszły spac, a my siedzielismy do pólnocy z kilkoma znajomymi. Menu w 95% przygotowałam sama, zupę jedynie Wojciech nam zrobił. Tort, którego się mega bałam też zrobiłam sama. Jestem z siebie dumna. :)
Dzieci jak to dzieci. Rosną, Marta rozrabia. Dzis przechodzi samą siebie, zasikując dywan ze dwa razy...
W sobotę mój mąż ma wolne, zrezygnował z wyjazdu do Amsterdamu na weekend na kawalerski. Pewnie impreza będzie przednia, ale umarłabym z zadrości, że może sobie pozwolić na pełen luz, relaks i zabawe, gdy ja tymczasem poraz kolejny musze zostać w domu.
Za to juz zaplanowałam wycieczkę do Koln. 30km od domu, w końcu trzeba zwiedzić to miasto. Mam nadzieję, że Marta jakoś to zniesie. W ciagu tego tygodnia były już 3 dni gdy nie robiła drzemki i zniosła to aż do samego wieczoru. Oby w sobotę tez wytrzymała.
Urlop w Polsce już za chwilę. Odprawa wydrukowana. Ale chyba bedziemy jednak bez auta na miejscu, chyba ze ktos sie nad nami zlituje i pozyczy od czasu do czasu. Bo jak nie to się chyba zanudzimy w domu.