Czerwiec był dość intensywny.
Zaczęłam od tego, że zabrałam Marcie smoczka i w końcu śpi z niego. Tyle, że kilka dni z rzędu nie miała popołudniowej drzemki, co niestety kończyło się mega marudzeniem ze zmęczenia. Wszystko było BE, FUJ, wszystko na NIE. Katastrofa.
Katastrofa tym większa, że dzien po tym jak jej tego smoczka zabrałam (co w sumie przyjęła nawet dość dobrze) wylądowałam w szpitalu z bólem brzucha. Efekt końcowy był taki, że wycięto mi wieczorem wyrostek. Nastepny dzien cały w szpitalu, mąż był z dziećmi w domu, kolejnego dnia odebrali mnie rano ze szpitala.
Niestety, wycięcie wyrostka znaczy zakaz dzwigania. Pierwsza wersja 6tyg bez noszenia. 6 tyg! Szok, bo jak my to ogarniemy? Mąż dostał tydzien zwolnienia, ale na więcej nie mógł sobie pozwolić, bo zaczął się sezon urlopowy i niestety był potrzebny. Dwa razy mówiłam pani doktor ze mam dwójkę małych dzieci w domu, ostatecznie powiedziała, że przez 2 tyg, ogólnie maks 5kg. No, to było jakoś do zniesienia. Kuba waży nieco ponad 5kg. Tak więc pierwsze dwa tyg miałam pomoc. Kiedy mąż wrócił do pracy po tygodniu, dostałam pomoc z kasy chorych na czas jego nieobecności. przeorganizowaliśmy trochę dzień. Musieliśmy Kubę codziennie rano budzić o 6, by mąż wyciągnał go z łózeczka na sniadanie a potem przed wyjściem do pracy go odłozył. Przed drugim śniadaniem Kuby zjawiała się pomoc. (na zmianę przychodziły dwie młode dziewczyny). Przychodziły do piątku, a w piątek wieczorem przyleciała moja mama na 10 dni. Wyleciała w poniedziałek, a 4 dni pozniej w piątek, czyli juz 1 lipca z rana pojechaliśmy do Ambasady wyrobić Kubie paszport a popoludniu mąż pojechał do PL. I tak o to teraz 4 dzien jestem sama z dziećmi.
Byłam przygotowywana na to kilka miesięcy, a tęsknie tak bardzo, że codzien wylewam łzy. Weekend był okropny. Dziś troszkę lepiej... Ale jest mi tak źle bez niego, że aż mam ścisk w żołądku i jem niewiele. Sniadanie jem normlanie, ale pozniej do konca dnia nie wiele... Obiadu zjadam tyle co Marta, bądź jeszcze mniej...
Ostatni raz byłam tak zestresowana gdy w pierwszym roku naszego pobytu w Niemczech wysłał mnie na dwa miesiące pracy na opieke do jakiejs babci. Tam jadłam tylko skórki z chleba.
Teraz, gdyby nie to, że muszę gotowac dla dzieci to bym nie gotowała w cale.
Dni się ciągną w cholere, pogoda nas nie rozpieszcza i praktycznie siedzimy cały czas w domu. Dwa dni wpadły kolezanki z dziećmi, więc chociaż tyle dobrze ze miałam z kim pogadać.
Teraz do soboty musze jakos wytrwać.
Oby tylko ten remont poszedł gładko...
Edit: Marta 1,5 tyg bez pampersa. Pierwsze dni tragedia, a teraz woła za każdym razem jak ma potrzebę :)