Przeżyłam święta z teściową. O dziwo nie było tak źle. Nastawiłam się na armagedon przedświąteczny, ale jakoś poszło. Grunt, że miałam już posprzątane, ona zajęła sie gotowaniem. Ja jedynie ulepiłam tylko pierogi, zrobiłam makówkę i upiekłam sernik. W samą wigilię ugotowałam ziemniaki i zrobiłam rybę.
Szczęście w nieszczęściu, że to ona stała w kuchni bo ja dzień przed wigilią się rozchorowałam. Bóle brzucha, biegunka, w same święta zaparcia. Dramat :/
Wymęczyła mi dziecko przy okazji :P Marta jakoś za nią nie przepada, ucieka od niej, nie lubi się do niej przytulać. Ale przeżyła. Babcia dwa dni temu pojechała do Polski, teraz męczy drugą wnuczkę :P
Nasz Kuba się zobaczy z bacią dopiero latem, jak pojedziemy w sierpniu na urlop.
Możliwe, że znów moja mama przyleci na jakiś czas, w okresie porodu. Nie wiadomo jednak kiedy urodzę, a bilety lotnicze trzeba by bukować już teraz bo są mega tanie.
Ja zaraz idę do pralni wstawić pierwsze pranie ciuszków dla Kubusia.
Bo jakby nie było do porodu zostało jakies 7 tygodni :P