Mam tysiąc wersji jednego zdjęcia. Jasne, ciemne, ze sniegiem, bez, z winietą, ramką...
Domowe studio przyniósł mi Mikołaj, choć trochę przed czasem. Sama sobie wybrałam. Muszę się nieźle nakombinować by zdjęcia wyszły dobre. Niestety chińska taniocha i nie spełnia w 100% moich wymagań, ale na początek nie będzie. Może im więcej teraz się natrudzę, to w przyszłości gdy zainwestuję w normalny sprzęt będzie szło mi idealnie.
Jednak zdjęcia dziecku to trzeba ogarnąć w maks 10 min i chować "zabawki" bo nie ma sensu się męczyć z znudzonym bobasem.
Marzą mi się zdjęcia w 3, a raczej w 4, takie świątecznie, ale po pierwsze, to ja nie wiem czy my się w kadrze zmieścimy, po drugie czy ten nasz dzieć będzie chciał współpracować...
Do świąt to mi zdąży brzuch jeszcze mega urosnąć i sama zdąże przytyć, więc chciałabym to jakoś na dniach zrobić gdy jeszcze w miarę wyglądam i czuję się dobrze we własnej skórze.
Za to Kuba daje czasem nieźle popalić :) Nie pamiętam, by Marta tak mocno kopała. Siłę to chyba jednak ma po tacie. :D Oby chociaż był do mnie podobny, skoro Marta to wykapany tatuś.