O.S.T.R.:
Poznaliśmy się przypadkiem, nieznany głos w słuchawce,
nie mogłem się oderwać, chciałem poznać cię dokładniej,
wziąłem cię na wakacje, ja i ty, plaża, słońce, woda,
wiatr i jeden rytm i miliardy połączeń,
tak zostaliśmy razem na zawsze.
Ty mówiłaś o życiu, ja widziałem w tym magię,
Bez barier, bezkarnie wyzwoloną jak umysł,
Chciałem uwierzyć w prawdę, a nie w złote góry.
Nie byłem ci nic dłużny, to była czysta miłość,
Bezinteresowny związek, lolki, muzyka, żywioł,
W końcu poszliśmy na koncert, tam oddałaś mi siebie
I zrobiłaś to przy wszystkich opanowując scenę.
Zrozumiałem byłaś dla wielu opcją,
Po co puszczasz się z każdym, teraz nic nie mów, ochłoń,
Czy to silniejsze od ciebie,
czy jesteś taka łatwa, że się ruchasz z byle kim, byle gdzie, byle jak.
Imprezy co weekend, zmieniłaś towarzystwo,
nanaćpać się, najebać, podymać, zobacz dziwko,
igrałaś cienką linią, wciągając grube kreski,
teraz cię nie chcę słuchać, wręcz nie lubię jak pieprzysz.
Ślepą miłość zmieniłaś w głuchą ciszę,
Słuchawki zabrał syn, ma zgraną cię na płycie,
Nie musimy być razem, wiem to nie nasza misja,
Lecz w swoim przekazie jeszcze cię wykorzystam!